Stary i Może odc. 39 Człowiek Starego w...
22.10.2020
Witajcie.
Historia, którą poznacie, w podręcznikach znajdzie się za 50 lat, po ujawnieniu odtajnionych dokumentów IPN-u. Wiele szczegółów zostanie pominiętych z uwagi na bezpieczeństwo osób biorących udział w tej brawurowej akcji.
Ale od początku. Cała historia zaczęła się niewinnie, jak zwykle w takich przypadkach. Od rozmowy z Panią M. Tradycyjnie rozmowa obejmowała tematy istotne dla ludzkości, czyli pogoda, promocje w popularnych sklepach sieciowych, zdrowie itp. Nagle Pani M pochwaliła się swoją rozmową z Tajnym Człowiekiem Starego w krajach Bliskiego Wschodu. Pamiętacie, że taki jegomość (lub taka jegomość) wysłany/a został/a na Bliski Wschód celem działalności szpiegowskiej i nadzorowania handlu ropą. Pani M dowiedziała się, że TCS (Tajny Człowiek Starego) jest szczęśliwy bo się schłodziło. Pani M uznała tę informację za wyjątkowo radosną, ale dla Starego była jak dzwon kościelny w Tajnej Kryjówce, oznaczał alarm. Przed wyjazdem TCS na „placówkę” ustalono tajny kod informacyjny. Hasło szczęśliwy oznaczało wpadkę (w końcu TCS nigdy nie jest szczęśliwy), schłodzenie oznaczało konieczność pilnej ewakuacji. Z uwagi na odległość i poziom komplikacji przeprowadzenie takiej akcji wymagało zaangażowania jeszcze kilku osób. Stary uruchomił swój niezawodny i nienamierzalny aparat telefoniczny na kartę (wcale nie SIM). Wykonała dwa telefony do Sąsiada 1 i 2. Przekazał zaszyfrowaną wiadomość „o 17-tej u mnie”. Sąsiad Nr 1, prawdziwa gwiazda konspiracji, odpowiedział tylko „OK”; Sąsiad Nr 2 potrzebował dodatkowych informacji typu a po co, a kto będzie, a jaki strój. Koniec końców zebranie zostało ustalone i punktualnie o 18-tej (zmyliła Was godzina? Witamy w konspirze!) wszyscy zjawili się na chacie Starego. Pierwszym punktem spotkania było wspólna dezynfekcja, aby spełnić wszystkie wymogi epidemiologiczne każdy miał swoją butelkę odkażacza. Ponieważ odkażanie na pusty żołądek może być niebezpieczne, Stary przygotował tradycyjny poczęstunek składający się z własnoręcznie przygotowanej pizzy, przekąsek wędliniarsko-serowych i aby zachować pozory zdrowego żywienia pomidora i surowego ogórka (szt. 1). Po przedstawieniu celu tego spotkania wspólnie ustalono, że trzeba działać i to natychmiast. Pierwsze rozwiązanie problemu miał Sąsiad Nr 2. Uznała, że trzeba interweniować w MSZ. Musicie wiedzieć, że Sąsiad Nr 2 jako jedyny uważa, iż prawo i sprawiedliwość to coś więcej niż wydmuszka słowna służąca do prania kasy państwowej. Telefon odebrał pracownik ministerstwa, gdy tylko usłyszał, że chodzi o szpiega, stwierdził że to sprawa MSW, Ci z kolei że to wojsko. I tak po godzinie telefon odebrał Antoni. Po zapoznaniu się ze sprawą uznał, że oni nikogo nie wysyłali w ten rejon świata i to jest ciekawe, a kto dzwoni, a może teczkę założyć, przesłuchać. Sąsiad Nr 2 się lekko przestraszył i „rzucił słuchawką”. W końcu zadzieranie z oszołomami nie jest bezpieczne. Tak więc okazało się, że nie ma co liczyć na Państwo, po raz kolejny i nie ostatni. Decyzja była jedna działamy dalej sami. Ustalono plan planowania planu ewakuacji. Pierwsza decyzja kto bierze udział w dalszej części zebrania, odbyło się głosowanie na prowadzącego zebranie, na protokolanta. Na koniec podjęto ustalanie szczegółów. Na pierwszy plan poszedł sposób ewakuacji.
Droga lotnicza.
Ponieważ nikt nie dysponuję środkami latającymi szybki telefon do LOT-u. Oni nigdzie nie latają i kto nam powiedział że linie lotnicze muszą od razu mieć jakieś wolne samoloty. Oni mają trzy i wszystkie są dla Pierwszego Długopisu RP.
Może wynajmując od tanich linii. Oni tak, oczywiście, z miłą chęcią. Ba oni udostępnią nam taki samolot za złotówkę. Oczami wyobraźni Stary widział jak samolot ląduje na lotnisku, ekipa ewakuacyjna wyskakuje, wsiada do zamówionego Ubera, wpada na chatę porywa TCS-a i wraca niezauważona przez obce służby. Przy dobrych wiatrach już następnego dnia możemy świętować udaną akcję. Cały entuzjazm wyparował po informacji, że w tanich liniach lotniczych będziemy musieli zapłacić za wydruk biletów tyle co Sasin za listy gończe Starego. Czyli powietrzem się nie da.
Droga lądowa.
Już na wstępie problem, który wóz bierzemy? Sąsiad Nr 1 ma odpowiedni pojazd na trudne warunki, ma napęd 4x4, reduktor, ale jego pojazd wielkością przypomina kosiarkę. Sąsiad Nr 2 pochwalić się może oszczędną hybrydą, ale ryzyko podrapania jego nieskazitelnego lakieru była tak przerażająca, że jednak nie. Stary z kolei ma wóz stary (bo jak inaczej), prosty w budowie co zapewnia jego niezniszczalność, ale niestety trochę paliwożerny. Może wóz Żony Starego, w końcu służbowy, więc jeździ za darmo, też nie, bo nie.
Droga wodna.
W tym punkcie euforia, bo obaj Sąsiedzi pływają, znają się, lubią i kochają jachty. Pierwsza decyzja którą łódź bierzemy. Mamy do wybory jacht Sąsiada Nr 1, ma kabinę, pływa i jest na miejscu. Druga opcja to łódka Adama Człowieka Bez Twarzy (jeśli nie wiecie kto to, to widocznie nie oglądacie filmów Starego na YOUTUBE-ie), wykorzystywaną do prób łowienia ryb na lokalnych jeziorach. Jest lekka, mała, niewidoczna dla radarów morskich, ale niestety ma napęd ręczno-wiosłowy. Sąsiad Nr 2 podał jeszcze jedną możliwość. Pożyczenie prawdziwego jachtu od jego znajomego z rejonu Jedynie Prawdziwych Jezior. Swoją propozycję argumentował tym, że jacht Sąsiada Nr 1 był budowany w warunkach chałupniczych, przez kogoś kto nic na temat prawdziwego żeglarstwa nie wie i na pewno jest tyle wad projektowych że ho ho. Drugi argument był bardziej przekonujący, bowiem jacht przyjaciela jest duży, ma łazienkę i inne luksusy. Problemem może okazać się tylko jego waga, bo wbrew Sąsiadowi Nr 2 droga ewakuacji nie będzie obejmowała wód oceanicznych a prawie wyłącznie śródlądowe. W demokracji piękne jest to, że opinia jednostki nie ma znaczenia, więc na wyprawę wybrano łajbę Sąsiada Nr 1. Spotkanie zakończyło się zaplanowaniem inspekcji łodzi i ustalenie trasy ewakuacji, ale to dopiero w dniu następnym.
Pozdro.
Dodaj komentarz