Stary i Może blog nr 7/2022 Wakacje Starego...
29.07.2022
Witajcie.
Dwa wpisy w miesiącu? Ależ Stary ma wenę.
Do rzeczy. Drugi tydzień urlopu miał się odbyć na Mazurach (jak co roku w tym terminie), bo tam jest woda, ryby i pogoda. Wyjazd z chaty połączony z transportem Żony Sąsiada, bo primo jej się należy odpoczynek i drugie primo już raz Stary był na Mazurach bez jej obecności i trzy razy dziennie musiał jeść niewiarygodnie smaczny bigos produkcji wspomnianej osoby, niestety przez cały tydzień, bo sąsiad na kuchni zna się jak nikt. Tak więc pojechali wesołą gromadą. Po drodze zmuszeni byli jeszcze odebrać Sąsiada od jego kupla z dzieciństwa, nazwijmy go Pan E. Pan E to zjawisko na skalę światową. Mieszka w dziczy i to dosłownie, to znaczy na działce ale prowadzonej w niespotykany, innowacyjny sposób. Otóż Pan E uznał, że z przyrodą nie wygra i nawet nie będzie próbował więc działka rośnie i zarasta jak chce a On tylko wyrąbuje przejścia istotne logistycznie. Pana E Stary poznał już chyba dwa lata temu podczas akcji holowania krypy wędkarskiej po śmiertelnej awarii silnika. Teraz, jako niepijący kierowca, miał okazję poznać jegomościa lepiej. Co wyszło z obserwacji: Pan E uznaje mąkę wyłącznie jako element przygotowania mięsa do smażenia. Musicie wiedzieć, iż Pan E jest myśliwym, zbieraczem grzybów oraz oczywiście, z uwagi na lokalizację jego jestestwa, wędkarzem (co prawda nie wyśmienitym jak Stary, ale zawsze). Tak więc stół obfitował w ryby (niezliczoną ilość gatunkową), a dla tych wybrednych szaszłyki z sarniny. Dodatkowo Pan E wspaniale kontroluje towarzystwo, nikt nie jest w stanie mu się postawić, nawet Sąsiad. Krótko mówiąc Pan E został wzorem do naśladowania dla Starego. Powrót na bazę Sąsiada trwał krótko (wydawać się może, że Mazury są jakieś małe, tam wszędzie jest blisko). W domu Sąsiad w roli gospodarza ugościł Starego tak jak co roku, czego efektem było odpowiednio imponując ilość alkoholu w wydmuchiwanym powietrzu w dniu następnym. Kolejny dzień to wyprawa na ryby nową łajbą Sąsiada, wygodna, szybka z 70-cio konnym silnikiem. Marzenie. Tylko ryb niet.
Kolejny dzień to odprowadzenie łajby do portu w ochronie przed nadchodzącym sztormem. Tak, tak sztormem. Wiało tak, że łajby pozostawione przy kei wyrwały knagi z pomostu i radośnie bujając się na metrowej fali zawędrowały na plażę. I tu ciekawostka wyrwanie takiej łajby z plaży przez WOPR kosztuje jakieś 350 zeta. Kolejny dzień to odbiór łajby z portu, krótkie poszukiwania ryby echosondą (bez efektu) i awaria silnika. To był koniec wędkowania, a że jeśli nie pływanie to zostało picie, w końcu też na „p” ( na trzecie p nie było sznas przy tej pogodzie). Po diagnostyce silnika okazało się że nie działa przekaźnik pompy trymu (pewnie i tak nie wiecie co to jest). Koszt nowego 1800 PLN. Po przeliczeniu tej kwoty na alkohol szybka decyzja naprawiamy. I na tym właśnie polegał kolejny dzień (naprawa bez efektu i trzeba było zamówić przez internet, ale dzięki temu było 8 stów taniej, bo alkohol musi być). Dzień ostatni to decyzja wracamy do domu (oczywiście z Żoną Sąsiada, bo tydzień później Stary organizował coroczne święto imieninowe, a na imieninach Sąsiadka musi być). Sąsiad w oczekiwaniu na przesyłkę postanowił, że zabierze się z ekipą powrotną i wysiądzie u Pana E. Oczywiście gościnność Mazurczyków jest nieokreślenie wielka, więc Stary z Żoną Sąsiada również zostali zaproszeni na pożegnalny posiłek. Na stole było: świerzonka (znowu pewnie nie wiecie co to jest), tatar z sarniny (Pani M jakie to było dobre), kiełbasa z dzika z wody, grzyby marynowane (jakieś blaszkowe, podobno podpieńki- Stary nie ryzykował swoim życiem i nie jadł), pieczone skrzydełka i jeszcze kilka rzeczy. Pan E na wstępie przeprosił za tak ubogo zastawiony stół, ale o gościach dowiedział się godzinę wcześniej. Pan E to idol Starego.
Pogoda. Co roku czas Mazur był pod znakiem słońca, gorąca. W tym roku słońca starczyło na dwa dni, podobnie ciepła. Krótko mówiąc powrót odbywał się w deszczu, wietrze i temperaturze plus 12 st. C.
Winny temu jest niestety sam Stary, bo to on właśnie postanowił dopasować swój urlop do współpracowników. Ale koniec z tym. Za rok jak bywało zawsze w lipcu jeden tydzień na Mazurach i dwa w sierpniu w górach.
Czy było warto? Jak zawsze TAK!!
Pozdro i do następnego.