Stary i Może blog nr 2/2025 Wakacje a krótkie...
Stary i Może blog nr 2/2025 Wakacje a krótkie jak ferie.
11.09.2025
Witajcie.
Wrzesień to czas podsumowania wakacji. Wakacje to trochę zbyt wielkie określenie w odniesieniu do osób pracujących zawodowo, ale chociaż tyle że dziennik elektroniczny się od nas odczepił na dwa miechy.
Wakacje Starego zaczęły się już w czerwcu od odebrania z salonu nowego motocykla. Stary teraz buja się Beemą (i nie nie 1300GS ale zwykłe F900XR), czarną bo prawdziwy bandyta jeździ czarnym potworem. Oczywiście nie obyło się od problemów. I tak żeby ułatwić sobie życie Stary zakupił wspomniany pojazd w Gliwicach (dale już nie mogło być). Z uwagi na problemy logistyczne uznał, że odbiór odbędzie się personalnie. Dzięki tej, jakże odważnej decyzji, Stary postanowił przeegzaminować koleje krajowe w postaci InterCity. Ile było radości i oczekiwań. Pierwszy wyjazd pociągiem od roku pańskiego 1996 (kiedy to Stary podjął ryzykowną decyzję o oświadczynach późniejszej Żony Starego, tej od nie bo nie). Oczekiwania były wygórowane, zbyt wygórowane. Choć początek był obiecujący. Pociąg relacji Gdynia-Katowice pojawił się w Toruniu z 2 minutowym opóźnieniem, 2 minutowym nie godzinnym!. Stary, jak przystało na VIP-a, zafundował sobie klasę nr 1. I nie, nie było poczęstunku czy darmowych drinków. Ale siedzenie w miarę wygodne, pusto dookoła. Demony historii pojawiły się już w okolicach Kutna. Fakt, że InterCity nie zatrzymuje się na wszystkich możliwych stacjach nie przeszkadza mu w postojach w szczerym polu. Początkowo było to nawet ciekawe i umożliwiło obserwację przyrody, niestety głównie zielonej jej części, a Stary musicie wiedzieć jako wykształcony przyrodnik z zielenią jakoś nie ma po drodze. Wraz z postojami z różnych przyczyn wydłużało się opóźnienie. A to pociągało dodatkowe problemy, bo salon wydawał pojazdy do 17-tej, a i z Katowic trzeba było jeszcze dojechać na miejsce. Żal też tych pasażerów, którzy po drodze mieli przesiadki. Standardowym komunikatem jaki można było usłyszeć przez system nagłośnienia było: informujemy pasażerów przesiadający się na stacji X na pociąg Y, iż pociąg Y nie ma możliwości poczekania. Prosimy o wybranie innej opcji dotarcia do celu. Ale co to kogo obchodzi. Stary dojechał do Katowic z 50 minutowym opóźnieniem. Dworzec kolejowy okazał się zbyt skomplikowany dla Starego, który opuścił go zupełnie najodleglejszym wyjściem od planowanego. W związku z tym Uber już nie czekał. Koniec końcem do Salonu Stary dotarł o 16:55.
Odbiór moto odbył się ekspresowo. I nie była to miła uroczystość, jak zapowiadał sprzedawca. Pani wydająca się spieszyła do domu (i nie można się jej dziwić). Koniec końców o 17:15 Stary był już zatankowany i gotowy do jazdy. Chytry plan była taki, żeby nie wracać po nocy, nowym moto na bazę, tylko spokojnie bujnąć się 97 km do Pani M. Dwa dni później wielki powrót do domu i mega zaskoczenie: nie 6-8 godzin tylko 5 wystarczyło. Co ważniejsze nie było to powiązane z szybkością na autostradzie a z brakiem potrzeby stania w korkach.
Nowy pojazd jest dziwny: nie jest najpiękniejszy, ale jak go dosiądziesz okazuje się cudowny.
I w ten sposób przez prawie dwa miechy Stary miał 2 moto w garażu. Logistyczny koszmar: bo garaż musiał pomieścić dwa samochody, dwa motocykle i kosiarkę, dla której było już bardzo ciasno.
Problem rozwiązała Pociecha, która po jednej godzinie na placu manewrowym uznała się za zbyt młodą emocjonalnie do jeżdżenia na dwóch kółkach, czego efektem była rezygnacja z kat A2. Stary w tej sytuacji podjął dojrzałą decyzję o przekazaniu Hani drogą sprzedaży osobie, która takowe uprawnienia już ma. Wystarczyły dwie godziny po ogłoszeniu na Facebook-u do odzewu późniejszej nowej Pani dla Hani. O samej sprzedaży innym razem.
W ten oto sposób kosiarka odzyskała należne jej miejsce w garażu, a Stary pozbył się dylematu którym motorem jechać. Pozostały wspomnienia i zdjęcia tej cudownej maszyny.
Tradycyjnie jak co roku był wyjazd na Mazury, o dziwo tym razem z rybami w postaci 4 szczupaków złowionych przez Sąsiada. O tym w następnym blogu.
Sierpniowy długi weekend tradycyjnie w gronie Rodziny Bardziej lub Mniej Bliskiej w górach. Było ciepło, miło i dostatecznie długo bo aż 4 dni. I tak oto przeleciały wakacje. Teraz czas na jesień, choć pierwsza połowa września dała więcej słońca niż cały lipiec. Jak co roku zresztą.
Pozdro i do następnego.