Stary i Może odc. 27 Wszyscy sąsiedzi Starego....
15.05.2020
Dzisiaj opowieść o Wielkiej Rodzinie z Ulicy M.
Na wspomnianej ulicy M. obecnie pomieszkuje sześciu właścicieli ziemskich. Tylko dwóch z nich zasługuje na miano sąsiada Starego. Zasada jest taka, jeśli mieszkasz na stałe, niezależnie od tego czy masz już chałupinę, czy nie, to jesteś sąsiadem. Jeśli tylko bywasz to jesteś dopiero kandydatem na sąsiada. Stary więc ma dwóch sąsiadów. Każdy z nich, wliczając Starego, jest inny i to bardzo. To, że po prawie dziesięciu latach wspólnego użytkowania ulicy nie doszło jeszcze do kłótni, bójki czy morderstwa zakrawa na cud (kolejny w życiu Starego). Ale po kolei.
Sąsiad Nr 1 jest najstarszym stażem mieszkańcem ulicy M. Znany pod pseudonimem Artysta. Sąsiad Nr 1 jest jedynym ze znanych Staremu ludzi, i nie tyko, osobnikiem pozbawionym agresji. Spokojny, zawsze opanowany i co niezwykłe w kraju uśmiechnięty. Chętny do pomocy. Jeśli będziecie potrzebować jego pomocy musicie uwzględnić czas, bo On pomaga ale tylko w wytypowanym przez siebie czasie. Nie oznacza to, że Wam odmówi, co to to nie, ale na każdą ewentualną pracę jest odpowiedni czas i nie zawsze jest to czas najbliższy. Artysta jest właściwie samowystarczalny, wszystko jest w stanie wybudować, odremontować lub wyrzeźbić. Sąsiad Nr 1 kocha drewno, przy nim nie palcie w kominku, bo on połowę waszego drewna odłoży na użytek własny (w każdym praktycznie kawałku drewna jest w stanie zobaczyć przyszła rzeźbę). Rzeźbi przecudnie i pewnie jego prace już widzieliście. Ma pewne zasady „dojrzewania” rzeźb. Po pierwsze projekt, on w kawałku surowego drewna widzi produkt ostateczny. Proces „produkcyjny” uzależniony jest od nastroju. Jak każdy dobry ojciec nie chce się rozstawać z dzieckiem, więc rzeźby muszą obowiązkowo przejść „kwarantannę” domową, zanim ruszą w świat. Rzeźby to jego słaby punkt, nie ruszają go obelgi, żarty czy przycinki, ale spróbujcie tylko raz przekręcić jego rzeźby o 180 stopni to zapamięta Wam to do końca Waszego lub jego. Artysta ma też nietypowe podejście do życia i jego zasad. Kilka lat temu wpadł na pomysł żeglarstwa i w przeciwieństwie do reszty rodaków nie kupił łajby, on ją sam zrobił. Nie, nie była to łódka to jest obecnie jacht kabinowy i co najważniejsze pływa po powierzchni wody. A Wy się dziwicie jak Stary mógł zbudować Tytanika z boazerii, Stary potrafi się też uczyć od najlepszych, a Sąsiad Nr 1 taki właśnie jest. Jego wartość wielokrotnie podnosi fakt posiadania Żony. Żona Sąsiada Nr 1 też jest artystką, ale rzeźbi nie w drewnie tylko w kuchni. Potrafi robić cuda, wymyśla nowe przepisy i testuje na rodzinie. W tym momencie trzeba wrócić jeszcze do Sąsiada Nr 1, on strasznie lubi się przechwalać, szczególnie opowieściami o tym co właśnie zjadł, pokazuje zdjęcia i chwalić żony nie przestaje. Istnieje obawa, że ona go po prostu bije, ale kto wie, tym bardziej, że często skarży się na liczne bóle ogólno-całościowe.
Sąsiad Nr 2 jest najbliższym sąsiadem Starego i jest zupełnie odmienny od Sąsiada Nr 1. Po cichu nazywany jest Pedantem. Dokładny we wszystkich dziedzinach jego życia. Cokolwiek ma zrobić, poprzedzone to jest dokładnym planowaniem. To jest jedyny znany Staremu człek, który kupił „rozmazane” płytki podłogowe i po dwóch dniach odnalazł w nich ukryty wzór (producent był nawet zdziwiony). Całe jego życie to planowanie, instrukcje. On zna się na wszystkim i nawet jak nie ma racji to patrz punkt jeden. Sąsiad Nr 2 pochodzi z Mazur, i to tych prawdziwych. Jest żeglarzem, prawdziwym. Zna się na tym i to nie żart. Niestety nie został poproszony przez Sąsiada Nr 1 o konsultację budowy jachtu i pewnie dzięki temu ten jacht już pływa któryś sezon, a nie jest jeszcze na etapie projektu. Sąsiad Nr 2 ma pewne wady, które w jego mniemaniu są zaletami. Podstawową jest poczucie własnej nieomylności i realizowanie własnych planów. Jeśli kiedykolwiek będziecie z nim imprezować to uważajcie na słowa „zobaczę czy żaluzje na górze są spuszczone”. Po tych słowach już go nie zobaczycie. Stary się o tym przekonał na początku znajomości, kiedy padły te słowa ok. godz. 24.00 i chwilę później opadły wszystkie rolety i Stary pozostał na tarasie sam ze swoją kudłatą bestią. Sąsiad pojawił się ok. 6 rano, wyspany i zdziwiony obecnością Starego na tarasie. Jeszcze większym zdziwieniem były pretensje Starego o to, że nie wrócił po sprawdzeniu żaluzji, a Stary nie lubi ulatniać się z imprezy bez pożegnania. Teraz już wie, że Sąsiad Nr 2 nie oczekuje pożegnań, on po prostu kończy imprezę i już. Ale tego Stary się dowiedział od żony Sąsiada Nr 2. Ona również jest cudowna, mistrzyni kuchni myśliwskiej. Takiego bigosu nie robi nikt inny. Dawniej Stary jadąc przez las zwalniał, żeby nie potrącić jakiegoś biednego żyjątka, teraz nie, teraz sarna, dzik oznacza potencjalny bigos. Ale teraz dzikie zwierzęta omijają Starego. Sąsiad Nr 2 przypomina fortecę, ale Stary znalazł w niej pewne pęknięcia. Sąsiad ten jest wędkarzem i kilka lat temu wspólnie ze Starym wybrał się na ryby na mazurskich jeziorach. Stary, jako znakomity wędkarz, zabrał zestaw swoich wędzisk na różne okazje, zanęty, przynęty i inne. Nie do końca zrozumiał uśmiech politowania ze strony żony Sąsiada. Ekipa ruszyła na wodę. Sąsiad jako przewodnik rozejrzał się po jeziorze i zdecydował płyniemy tam, bo tam jest mewa i tam muszą być ryby. Podpłynęli, sąsiad rzucił dwa razy „spinningiem”, w tym czasie Stary wybierał wędzisko dla siebie. Mewa przestraszona odleciała na jakieś 200 metrów. Sąsiad po dwóch rzutach rozejrzał się i zadecydowała o przenosinach za mewą. Efekt był taki, że Stary po całym dniu nie rzucił ani razu, mewa prawie padła ze zmęczenia. Rok później ponownie wyjazd, ale tym razem udało się namówić Sąsiada na łowienie stacjonarna, tzn. na spławik, a nawet zdarzyło się że Sąsiad założył na haczyk kukurydzę, co jest obelgą dla prawdziwych mazurskich wędkarzy, jak mawia Sąsiad. Jeszcze jeden wypad na ryby i uda się go namówić na łowienie przy trzcinach. Pomału i do celu.
Gdy do tego opisu sąsiedztwa Starego dołożymy jeszcze samego Starego i Żonę Starego tworzy się mieszanka wybuchowa. Ale nic złego się nie dzieje, wszyscy spotykają się regularnie, nawet imprezy świąteczne są od lat podzielone. Wszyscy potrafią się śmiać. Pomoc kwitnie. To wytłumaczcie jak to możliwe, że w kraju tak nie można. Nikt nie może się dogadać z nikim. A może to tylko tak gra pod publiczkę, żeby nikt się nie zorientował jak jest naprawdę, a poza kamerami oni wszyscy się dogadują? Kto wie?
Pozdro.